Nowa Zelandia, czyli dalej się nie da! Bo jak inaczej nazwać wyspy oddalone od Polski o prawie 18 000 km? Kiedy my wstajemy, Nowozelandczycy kładą się spać. Kiedy my szykujemy się na imprezę Sylwestrową, w Nowej Zelandii już szaleje Nowy Rok. Zaraz po Wyspach Galapagos było to dla nas jedne z największych marzeń podróżniczych i teraz, oglądając zdjęcia dalej nie możemy uwierzyć, że udało nam się je zrealizować!
W ciągu 3 tygodni naszego pobytu w Nowej Zelandii pokonaliśmy samochodem ponad 5000 kilometrów. A co najlepsze – nie żal nam było ani jednej minuty spędzonej w aucie, bo jazda w Nowej Zelandii sama w sobie jest atrakcją. Od górskich krajobrazów i tunelów w skalnej ścianie, po zielone pastwiska i błękitne jeziora – to wszystko można spotkać tak o, „przy drodze”. Po tych 3 tygodniach pozostał niedosyt, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mimo kapryśnej pogody, szalejącego cyklonu i wielu innych przygód zrealizowaliśmy nasz plan.
Nasze Top 10 Nowej Zelandii:
Top 10 najpiękniejszych miejsc Nowej Zelandii
Jak wyglądała nasza trasa? Które miejsca nas całkowicie oczarowały i ile nas ta wyprawa kosztowała? Zapraszamy na pierwszy nowozelandzki post: Nowa Zelandia na własną rękę – budżet i gotowy plan podróży
Dzień 1 – przylot do Auckland
Do Auckland przylecieliśmy w godzinach wieczornych. Od samego początku wiedzieliśmy, że nasz grafik będzie napięty do granic możliwości, więc nie chcieliśmy tracić ani minuty na zwiedzanie miast! W końcu Nowa Zelandia zachwyca nieskazitelną i niezniszczoną przez człowieka przyrodą!
Dlaczego warto wybrać Auckland jako miasto przylotu? Przede wszystkim przez świetną siatkę połączeń (najwięcej lotów lata właśnie do Auckland). My odebraliśmy również z wypożyczalni nasz samochód, zrobiliśmy solidne zakupy spożywcze i zaopatrzyliśmy się w kartę SIM.
Wskazówki:
- kartę SIM warto kupić jeszcze na lotnisku, przed wyjściem ze strefy bezcłowej, bo jest… tańsza o 15%! Aż sami nie mogliśmy w to uwierzyć, bo zazwyczaj spotykaliśmy się z odwrotną sytuacją. Nauczeni doświadczeniem ominęliśmy kiosk jednego z popularnych operatorów – Vodafone i Pana, który próbował nas przekonać, że można u niego kupić karty SIM taniej niż gdziekolwiek indziej, bo bez naliczonego podatku. No i później musieliśmy wyłożyć 49 NZD za 3 GB Internetu…
- co do zasięgu – my ostatecznie zdecydowaliśmy się na operatora Spark i w okolicy miast nie mieliśmy żadnego problemu z zasięgiem. Inaczej sytuacja wyglądała na Wyspie Południowej i w bardziej dzikich, górzystych rejonach – zasięg urywał nam się praktycznie cały czas, a Internet działał bardzo wolno
- zakupy spożywcze robiliśmy zazwyczaj w sklepach Countdown
- samochód wypożyczyliśmy z wypożyczalni Apex, ponieważ mieli najkorzystniejszą ofertę cenową. O samym wypożyczaniu auta w Nowej Zelandii i naszym doświadczeniu napiszemy w osobnym poście. Warto wykupić sobie pełne ubezpieczenie („full cover”), które zagwarantuje nam pokrycie kosztów naprawy samochodu w sytuacji np. stłuczki.
Więcej informacji o wypożyczeniu samochodu w Nowej Zelandii znajdziesz tu:
Czym podróżować po Nowej Zelandii? Kamper vs. samochód osobowy
Polecany nocleg:
- Te Aroha Holiday Park – wynajęliśmy domek 4-osobowy. Mieliśmy również dostęp do łazienek oraz w pełni wyposażonej kuchni, umiejscowionych na zewnątrz
- CENA: 95 NZD za domek czteroosobowy
Dzień 2 – Wodospad Huka
Nasz pierwszy przystanek i pierwszy zachwyt! Choć porównując do późniejszych atrakcji, jakie zafundowała nam Nowa Zelandia, to Huka Falls wydaje się być „tylko” rzeką, ale do dzisiaj pamiętamy niesamowity huk wody i jej przepiękny kolor! Z ciekawostek, to woda w Huka Falls pędzi z taką szybkością, że w ciągu minuty zapełniłaby 5 basenów olimpijskich!
Wstęp do tego miejsca jest bezpłatny, a parking rzut beretem od tras spacerowych.
Polecany nocleg:
- Whakapapa Village – nasza pierwsza noc pod namiotem! Camping był bardzo dobrze przygotowany. Mieliśmy dostęp do w pełni wyposażonej kuchni, połączonej z jadalnią, pralni i suszarni oraz łazienek.
- CENA: 23 NZD za osobę
Dzień 3 – trekking do Jezior Tama w Parku Narodowym Tongariro
Wspominaliśmy już, że podczas naszego pobytu w Nowej Zelandii kraj nawiedził cyklon? Cały czas mieliśmy wrażenie, że depcze nam po piętach, a tak bardzo zależało nam, żeby nie pokrzyżował naszych trekkingowych planów! A plany były boskie – całodniowy trekking po jednej z najpiękniejszych tras Nowej Zelandii – Tongariro Alpine Crossing.
Niestety, pogoda była bardzo niepewna, wiał porywisty wiatr i zapowiadało się na kolejne obfite ulewy. Władze Parku Tongariro w obawie o bezpieczeństwo turystów zdecydowały się zamknąć ten dość wymagający szlak… Postanowiliśmy zatem, że wybierzemy się na nieco krótszy i mniej intensywny trekking do Jezior Tama! Trasa była bardzo przyjemna, jedynie w końcowym etapie robiło się stromo, a widoki? Po prostu zachwycające! Pochmurna pogoda tylko dodawała tajemniczości – wodospady sunące po brunatnych kamieniach, lawendowe pola spowite mgłą i błękitne jeziora, jako wisienka na torcie. Żeby nie było tak kolorowo – oczywiście w drodze powrotnej zaskoczyło nas oberwanie chmury i wróciliśmy do namiotów przemoczeni do suchej nitki. 😉
Wskazówki:
- trekking do Jezior Tama zaliczany jest do tzw. Whakapapa Village Walking Tracks. Zajmuje około 6 h (tam i z powrotem) i obejmuje 17 kilometrową trasę. Nie jest bardzo wymagający fizycznie, więc spokojnie poradzą sobie z nim osoby, które nie mają zbyt dobrej kondycji lub osoby starsze
- wszystkie informacje na temat dostępnych trekkingów w Parku Narodowym Tongariro znajdziesz na tej stronie: Tongariro National Park. Trasy są bardzo dobrze oznakowane i nie sposób się zgubić
- koniecznie zabierz ze sobą: wygodne, trekkingowe buty, pelerynę, wodę i przekąski!
Polecany nocleg:
- Whakapapa Village
- CENA: 23 NZD za osobę
Dzień 4 – w drodze do Wellington: Castlecliff beach w Whanganui
Dzień 4 naszej podróży zapowiadał się bardzo spokojnie – mieliśmy do pokonania prawie 350 km, czyli jakieś 5 h ciągłej jazdy! W drodze do Wellington spotkała nas jednak niespodzianka – nieplanowana atrakcja, która zwaliła nas z nóg – plaża Castlecliff niedaleko miasteczka Whanganui. Piana oceaniczna, która wyglądała zupełnie jak ta, którą możemy sobie wyczarować w wannie po użyciu płynu do kąpieli, czarny jak smoła piasek, który iskrzył się srebrzyście no i porośnięte trawą wydmy!
Polecany nocleg w Wellington:
- Elsdon Camp, Porirua
- CENA: 10 NZD za osobę
Dzień 5 – przeprawa promowa do Picton i trasa Queen Charlotte
I nadszedł czas przeprawy na Wyspę Południową! Spokojnie, do Północnej jeszcze zawitamy! 🙂 Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, w Picton wybraliśmy się na spacer trasą Queen Charlotte Track do punktu widokowego o takiej samej nazwie – Queen Charlotte View. Zajęło nam to kilkadziesiąt minut, a widok na zatokę i przypływające promy – naprawdę piękny!
Wskazówki:
- cały szlak Queen Charlotte ma ponad 70 km i jest to świetna trasa zarówno na piesze wędrówki, jak i rowerowe
- miejsca na promie należy rezerwować z wyprzedzeniem (najlepiej zrobić to od razu podczas rezerwacji samochodu). Płacimy osobno za samochód oraz osobno za każdego pasażera. My płaciliśmy 69 NZD za osobę w jedną stronę, a bilet samochodowy otrzymaliśmy w gratisie podczas rezerwacji. Jeśli okaże się, że termin, który zarezerwowałeś na promie z jakichś powodów Ci nie odpowiada, to można (w miarę możliwości) zmienić rezerwację, poprzez kontakt z Twoją wypożyczalnią
- prom (Interislander) płynie 3,5 h i ma bardzo fajny standard – można na nim bez problemu kupić coś do picia i jedzenia, a widoki po drodze są naprawdę piękne! Niby prom, a dla nas to była kolejna atrakcja 🙂
Polecany nocleg w Kaiteriteri
- Bethany Park Camp, Kaiteriteri
- CENA: 15 NZD + 1 NZD za ciepły prysznic
Dzień 6: wycieczka kajakowa w Abel Tasman
Ten dzień z pewnością możemy zaliczyć do udanych! W końcu wyszło upragnione słońce, a my wybraliśmy się na wycieczkę kajakową. Kajaki rezerwowaliśmy na miejscu i byliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak świetnie zostało wszystko zorganizowane! Najpierw odbyliśmy 30 minutowe szkolenie, podczas którego uczyliśmy się odpowiednio wiosłować i prowadzić kajak, a także co zrobić w sytuacji wywrotki. Musieliśmy też zdać „egzamin” na pływanie w kajaku (opłynąć bojkę dookoła) i dopiero wtedy mogliśmy ruszyć na podbój oceanu. 😀
Polecany nocleg:
- Punakaiki Beach Camp
- CENA: 1 NZD (opłata za rezerwację), 17 NZD za osobę
- UWAGA: płatność kartą kredytową na miejscu +3% od kwoty transakcji
Dzień 7 – zwiedzanie Skał Naleśnikowych
Kolejny „must have” Nowej Zelandii, to skały naleśnikowe w miejscowości Punakaiki. Swoją zabawną nazwę zawdzięczają specyficznej budowie – skały wyglądają po prostu jak stosy naleśników. Cały teren można zwiedzać po dobrze przygotowanych ścieżkach.
Wstęp na trasy spacerowe jest bezpłatny.
Polecany nocleg:
- Otto/MacDonalds Campsite, Fox Glacier
- CENA: 13 NZD za osobę
- UWAGA! Ten nocleg należy do tych bardziej dzikich campingów. Co to oznacza? Jest tańszy niż pozostałe, ale za to ma gorzej rozbudowaną infrastrukturę. Mieliśmy do dyspozycji wiatę, gdzie mogliśmy na własnym palniku ugotować coś do jedzenie i toaletę (taki typowy wychodek). Natomiast otoczenie było przepiękne – las, góry, rzeki i jezioro!
- Rezerwacja w tym miejscu nie jest wymagana – kto pierwszy, ten zajmuje miejsce
- Trzeba mieć również przygotowaną wyliczoną kwotę za nocleg, bo pieniądze daje się do koperty i do zamykanej skrzyneczki z podpisanym miejscem campingowym. Raz dziennie przyjeżdża pan, który zbiera pieniądze
Dzień 8 – trekking do lodowca Franz Joseph i gorące źródła
Po kilku dniach dobrej pogody, deszcz ponownie dał nam w kość. Bardzo długo zastanawialiśmy się czy w ogóle wybierać się na trekking do lodowca, bo ranek przywitał nas mgłą i mżawką… Aby trochę podreperować morale, wybraliśmy się na gorące źródła – Glacier Hot Pools, gdzie postanowiliśmy poczekać na „okno pogodowe”. 😉 Chyba nie muszę Cię przekonywać, że była to jedna z lepszych decyzji w tamtym czasie!
Po kilku godzinach trochę się wypogodziło i zadecydowaliśmy, że idziemy! Wybraliśmy krótszą opcję – około 2 kilometrową trasę do lodowca Franz Joseph, zamiast planowanego 16 kilometrowego trekkingu.
Wyobrażasz sobie, że jeszcze kilka lat temu jęzor lodowca sięgał aż do barierek i można go było dotknąć? Teraz cofnął się o dobre kilka metrów i można podziwiać go z oddali.
A i oczywiście, w drodze powrotnej zlało nas niemiłosiernie. 😉
Polecany nocleg:
- Makarora Tourist Centre
- w planach mieliśmy ponowny nocleg na polu namiotowym, ale rozpętała się ogromna ulewa i pola namiotowe zostały zalane… Na szczęście udało nam się wynająć drewniany domek i przeczekać oberwanie chmury.
- CENA: 30 NZD za osobę za miejsce w 8 -osobowym dormitorium (drewniany domek z łazienką)
Dzień 9 – wyjście na Isthmus Peak i kultowe burgery w Queenstown
Trekking na Isthmus Peak zajął nam około 6 godzin i z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że to jedna z naszych ulubionych tras, które zrobiliśmy w Nowej Zelandii. Ścieżka wiedzie przez łąki i pastwiska, aż na sam szczyt, skąd rozpościera się cudowny widok na Jezioro Wanaka oraz Jezioro Hawea.
Wieczorem nagrodziliśmy się kultowym burgerem Fergburger. I mała wskazówka – Big Al, jest naprawdę OGROMNY!
Polecany nocleg:
- Queenstown Lakeview Holiday Park
- CENA za dwuosobowy namiot: 55 NZD
Dzień 10 – rejs po zatoce Milford Sound
Przed przyjazdem naczytaliśmy się, że trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić na dobrą pogodę w Milford Sound. Nam się udało! Choć było dość mrocznie, to najważniejsze – nie padało! Sam rejs był po prostu fantastyczny! Kiedy tak płynęliśmy wzdłuż tych ogromnych klifów, to czuliśmy się jak w łupince orzecha, mimo że nasz statek był pokaźnych rozmiarów. Podziwialiśmy skaczące delfiny i foki, które leniwie wylegiwały się na głazach. Podpłynęliśmy również aż pod sam wodospad (czyli znowu byliśmy przemoczeni)! Cała wycieczka trwała 3 h i dostarczyła nam mnóstwa wrażeń.
Czy wiesz że…
Zatoka Milforda jest niezwykła nie tylko ze względu na cudowne widoki, jakich dostarcza. Przede wszystkim, wyróżnia ją unikalne wodne środowisko – z jednej strony słonowodne oceaniczne, z drugiej – słodkowodne jeziorne.
Wskazówka:
- zdecydowaliśmy się na firmę Go Orange i możemy szczerze ją polecić. Do wyboru jest kilka pakietów w różnych cenach (z posiłkiem, z przekąską etc.)
- koniecznie weź ze sobą pelerynę i ciepłe ubranie! Jedną z atrakcji podczas rejsu jest podpłynięcie pod ogromny wodospad, co daje niesamowitą frajdę, ale tylko wtedy, kiedy chroni Cię peleryna 😉
Polecany nocleg:
- Knobsflat na trasie Routeburn Track
- CENA: 20 NZD za osobę
Dzień 11 – jednodniowy trekking na trasie Routeburn
Początkowo planowaliśmy zrobienie całego szlaku Routeburn (31 km, 3 dni), ale niestety spóźniliśmy się z rezerwacją noclegów. Na trasie dostępność jest niewielka i miejsca rozchodzą się jak świeże bułeczki. Aby nie rezygnować z podziwiania jednej z najpiękniejszych tras trekkingowych Nowej Zelandii, zdecydowaliśmy się na jednodniową wyprawę.
Zanim jednak dotarliśmy do miejsca wymarszu, zatrzymaliśmy się przy drodze, żeby podziwiać cudowne zjawisko – szczyty spowite mgłą odbijały się w nienaruszonej tafli jeziora niczym w lustrze!
Naszą trasę rozpoczęliśmy od parkingu w The Divide, a następnie wspięliśmy się na Key Summit – szczyt, z którego rozpościera się piękny widok na okoliczne pasma górskie. Następnie skierowaliśmy się w dalszą trasę po drodze mijając Jezioro Howden, aż dotarliśmy do wodospadu Earland.
Całość (tam i z powrotem) zajęła nam około 8 godzin.
Polecany nocleg:
- Knobsflat na trasie Routeburn Track
- CENA: 20 NZD za osobę
Dzień 12 i 13 – relaks nad Jeziorem Wanaka i skok ze spadochronem
Przygotowując się do wyprawy do Nowej Zelandii, wiedzieliśmy, że to właśnie tam pierwszy raz w życiu skoczymy ze spadochronem. Aż nie możemy uwierzyć, że to zrobiliśmy! Była to zdecydowanie jedna z najbardziej szalonych i niesamowitych rzeczy i kiedyś na pewno to powtórzymy!
Wskazówki:
- korzystaliśmy z usług Skydive Wanaka. Początkowo zdecydowaliśmy się na skok z 15 000 stóp, natomiast przez gorsze warunki pogodowe firma zaoferowała nam skok z 12 000 stóp. Różnica przejawia się w krótszym o 15 sekund swobodnym spadku (czyli wtedy kiedy po prostu lecisz jak kamień przed otwarciem spadochronu). Różnicę w cenie zwrócili nam w ciągu najbliższych dni po oddaniu skoku
- najlepszą porą na oddanie skoku są godziny poranne – wówczas widoczność jest najlepsza, a naprawdę jest co podziwiać!
- podczas skoku ze względu na bezpieczeństwa nie można mieć ze sobą kamery czy aparatu. My zdecydowaliśmy się na pakiet z filmem i naprawdę nie żałujemy!
Nasze emocje najlepiej odda film!
Polecany nocleg nad Jeziorem Wanaka:
- Lake Outlet Holiday Park
- CENA: 18 NZD za osobę
Polecany nocleg w Christchurch:
- Spencer Beach Holiday Park
- CENA: 16 NZD za osobę
Dzień 14 – pływanie z delfinami w Kaikoura
W Kaikoura, prawie 2 miesiące przed wylotem zarezerwowaliśmy atrakcję, na którą czekaliśmy baaardzo – pływanie w oceanie z dzikimi delfinami! Dzikimi, nietresowanymi cudami!
Stowarzyszenie organizujące tę atrakcję przywiązuje bardzo dużą wagę do tego, aby turyści nie zakłócili w żaden sposób środowiska naturalnego delfinów, więc ilość miejsc jest naprawdę ograniczona. Nie gwarantują też, że delfiny będą w jakikolwiek sposób zainteresowane pływającymi w oceanie ludźmi.
Przez 45 minut szukaliśmy delfinów, a gdy w końcu zobaczyliśmy je na horyzoncie wskoczyliśmy w piankach do wody i zaczęła się jazda…
Opiekunowie poinstruowali nas, że delfiny są bardzo ciekawskie i jeśli będziemy wydawać śmieszne dźwięki, pływać w kółko to istnieje szansa, że podpłyną zobaczyć co się dzieje. I tak się stało! Trafiliśmy na kilka naprawdę ciekawskich osobników, które podpływały naprawdę bardzo, bardzo blisko!
A teraz wyobraźcie sobie kilkunastu dorosłych ludzi śpiewających i kręcących się w kółko na środku oceanu… Istna komedia 😀
Zresztą, spójrzcie na film! 🙂
Polecany nocleg:
- Kaikoura Peketa Beach Holiday Park
- CENA: 16 NZD za osobę, opłata za rezerwację: 1 NZD
Dzień 15, 16 i 17- przeprawa promowa na wyspę Północną, Rotorua i Wai-o-Tapu
Kilka dobrych godzin jazdy, przeprawa promowa, zahaczenie o jedno muzeum w Wellington (Muzeum Te Papa) i ponownie znaleźliśmy się na wyspie Północnej, a dokładnie w Rotorua.
Rotorua to nowozelandzka stolica zjawisk geotermalnych, co jest wyczuwalne od pierwszych minut pobytu. Bowiem w całym mieście unosi się delikatny jajeczny smrodek, a nasze pole namiotowe miało… ogrzewanie podłogowe!
To właśnie tam znajduje się Wai-o-Tapu, czyli park z geotermalnymi źródłami, gdzie można obejrzeć wybuchy gejzerów czy bulgoczące błotne jeziorka!
Wskazówka:
- jeśli chcesz zobaczyć wybuch gejzera Lady Knox, to należy przyjść do parku przed 10:15, bo właśnie wtedy rozpoczyna się show
- w Rotorua na campingu mieliśmy do dyspozycji saunę geotermalną i baseny, a także grilla parowego! Był to jeden z fajniejszych campingów, na jakim byliśmy!
Polecany nocleg w Wellington:
- Elsdon Camp, Porirua
- CENA: 10 NZD za osobę
Polecany nocleg w Rotorua:
- Cosy Cottage Thermal Holiday Park
- CENA: 38.5 NZD za dwuosobowy namiot
Dzień 18 – zwiedzanie Hobbitonu
Nowa Zelandia bez wizyty w Hobbitonie? No nie ma opcji! My też musieliśmy pooglądać te wszystkie urocze chatki.
Na zwiedzanie Hobbitonu trzeba przeznaczyć 2 godziny i… przygotować się na tłumy! Niestety, z racji tego, że jest to jedna z największych atrakcji Nowej Zelandii, to codziennie odwiedzają ją tysiące turystów.
Sam Hobbiton jest fantastycznie przygotowany – widać troskę o najmniejszy detal!
Dowiedzieliśmy się też sporo ciekawostek dotyczących samych filmów Hobbit i Władca Pierścieni. Np. w Śródziemiu wg reżysera miały rosnąć śliwy, ale jako drzewa okazały się za duże. Zdecydowano więc zasadzić jabłonie, by ostatecznie pozrywać z nich owoce i listki, zastępując je tymi właściwymi dla śliw. Scena z udziałem tego arcydzieła trwała 2 s w wersji reżyserskiej…
Bilety kupisz na tej stronie: Hobbiton Movie Set
Polecany nocleg na Półwyspie Coromandel:
- Oamaru Bay Tourist Park
- CENA: 15 NZD za osobę
Dzień 19 – Cathedral Cove
Cathedral Cove, czyli miejsce znane m.in. z filmu Opowieści z Narnii – Książę Kaspian. Swoją drogą – czy Ciebie też tak cieszy, jak oglądasz film, gdzie są sceny z miejsca, w którym byłeś? 😀
Podczas odwiedzin możesz wybrać jedną z tras spacerowych wzdłuż wybrzeża lub wycieczkę kajakową. Widoki są naprawdę cudne!
Polecany nocleg:
- Riverglen Holiday Park & Campground
- CENA: 15 NZD za osobę + 2 NZD za ciepły prysznic
Dzień 20 – Hot Water Beach oraz Cooks Beach
Co robi czteroosobowa ekipa z Polski na plaży o ósmej rano z łopatą?
Wykopuje sobie dziurę, w której będzie się taplać przez następne kilka godzin aż zaleje ją przypływ!
Ale o co chodzi? 😉 Na półwyspie Coromandel istnieje tzw. Gorąca Plaża – plaża, gdzie tuż przy powierzchni znajdują się źródła termalne. Każdy więc może wykopać sobie własne mini SPA. Najlepiej przyjść jak najwcześniej rano, ponieważ już około godziny 10:00 rozpoczyna się przypływ i plażę zalewa zimna oceaniczna woda.
Wskazówka:
- łopatę można wypożyczyć na kempingach lub w okolicznych sklepikach. My po prostu pożyczyliśmy ją od osób, które już wykopały swoją dziurę
- jeśli kopiesz i kopiesz, a nadal nie znalazłeś źródła gorącej wody, to oznacza, że go tam nie ma i musisz spróbować gdzie indziej. My wykopaliśmy sobie dziurę głęboką na jeden metr, po czym okazało się, że tuż obok nas, zaledwie 10 cm pod powierzchnią znajduje się źródełko z wrzącą wodą!
Naszym następnym przystankiem była plaża Cooks Beach.
Polecany nocleg:
- Rama Rama Country Caravan Park
- CENA: 31 NZD za dwuosobowy namiot
Dzień 21 – czarna plaża Karekare
Jak możesz zauważyć ostatnie dni w Nowej Zelandii spędziliśmy na plażowaniu! W okolicach Auckland (niecałe 40 minut samochodem) znajduje się czarna plaża. Podczas naszego pobytu, piasek był tak nagrzany, że nie byliśmy w stanie boso spacerować!
Plaża jest pod opieką ratowników, ale i tak trzeba uważać na bardzo silny prąd!
Polecany nocleg:
- Rama Rama Country Caravan Park
- CENA: 31 NZD za dwuosobowy namiot
Dzień 22 – powrót do domu
…a tak naprawdę – powrót do Azji i rozpoczęcie kolejnych miesięcy podróży dookoła świata!
Ile to wszystko kosztowało?
- Nową Zelandię zwiedzaliśmy w 4- osobowej ekipie, więc na pewno dzięki temu zaoszczędziliśmy na kosztach związanych z samochodem, benzyną czy jedzeniem
- sami gotowaliśmy, ale staraliśmy się jeść różnorodnie i smacznie. Nowa Zelandia słynie z dobrego mięsa i wina, więc często zajadaliśmy się jagnięciną w mięcie, stekami z wołowiny i raczyliśmy pysznym winkiem. Praktycznie codziennie piliśmy kawę w sieciówkach typu McDonald i zdarzało nam się wyskoczyć na tradycyjne Fish&Chips, burgera, sushi czy smaczny deser. Jak widzisz – nie głodowaliśmy! 🙂
- Nocowaliśmy cały czas pod namiotem (z dwoma wyjątkami) i to co musimy podkreślić – Nowa Zelandia ma fantastyczne kempingi! Świetna infrastruktura: w pełni wyposażone kuchnie, łazienki, suszarnie… Naprawdę, nigdzie indziej nie spotkaliśmy się z tak wysoka jakością! Ceny za każdy z noclegów podaliśmy wraz z linkami przy każdym dniu.
- Nowa Zelandia jest rajem dla fanów sportów ekstremalnych! My również zdecydowaliśmy, że przyjechaliśmy na koniec świata po to, aby spełnić nasze marzenia! Nie oszczędzaliśmy więc na różnych atrakcjach jak np. skok ze spadochronem czy pływanie z delfinami.
WYDATEK | KWOTA (NZD) |
---|---|
Samochód (wraz z ubezpieczeniem full cover) | 1880 NZD |
Benzyna (przejechane 5 000 km) | 622,5 NZD |
Noclegi (pola namiotowe dla dwóch osób) | 755,5 NZD |
Jedzenie (dla dwóch osób) | 752 NZD |
bilet na plan filmowy: Hobbiton Movie Set | 79 NZD za osobę |
Nurkowanie z delfinami | 175 NZD za osobę |
Kajaki w Parku Narodowym Abel Tasman | 55 NZD za osobę |
Rejs statkiem w Milford Sound | 65 NZD za osobę |
Skok ze spadochronem nad Jeziorem Wanaka | 349 NZD za osobę |
Film ze skoku ze spadochronem | 199 NZD za osobę |
Całodzienny bilet wstępu na gorące źródła (Glazier Hot Pools) | 28 NZD za osobę |
bilet wstępu do Parku Geotermalnego Wai-o-Tapu | 32,5 NZD za osobę |
Karta SIM (3 GB) | 49 NZD |
Inne (pralnia, suszarnia) | 20 NZD |
Podsumowując…
Nasz 3 tygodniowy pobyt w Nowej Zelandii wyniósł nas 4 794 NZD, czyli (licząc po kursie 1 NZD to 2,45 PLN) niecałe 12 000 PLN, NIE wliczając w to biletów lotniczych.
Pamiętaj, że takie koszty jak paliwo, samochód czy jedzenie dzieliliśmy na 4 osoby. Warto też zwrócić uwagę, że praktycznie połowa tej kwoty to atrakcje dodatkowe (aż 1965 NZD!), z których nie musisz korzystać.
I pamiętaj o pobraniu bezpłatnego PLANU PODRÓŻY w formie PDF! Znajdziesz w nim:
- skrócony opis trasy i atrakcji
- przydatne linki
- adresy stron wszystkich kempingów, z których korzystaliśmy
- SZCZEGÓŁOWE MAPY!
A po relację zapraszamy na nasz kanał na YouTube!
Mamy nadzieję, że post Ci się przyda podczas planowania Twojej podróży do Nowej Zelandii!
Justyna i Tomek
4 Komentarze
Repo · 2020-06-12 o 15:05
Super opis! Bardzo przydatny, dzięki 🙂
Marza · 2020-10-17 o 16:52
Super pomocny opis! Dzięki, że poświęciliście czas na zrobienie tej relacji! Zyczę Wam kolejny udanych podróży !
janusz · 2023-07-20 o 09:14
sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko: konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac. konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu. dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic. a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….
janusz · 2024-11-24 o 10:13
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby