Zanim opowiem Ci historię pewnego Białego Królika…
zacznę od historii pewnych cotampodróżników. W październiku 2017 roku rzuciliśmy z Tomkiem nasze prace, spakowaliśmy się w 50 i 60 litrowe plecaki i z biletem w jedną stronę wyruszyliśmy w świat. Po ponad 7 miesiącach – w maju 2018 roku – wróciliśmy, niesamowicie szczęśliwi i zmotywowani jak nigdy. I choć byliśmy bezrobotni, a nasze oszczędności powoli topniały, bardzo mocno wierzyliśmy, że damy radę na nowo poukładać swoje życie. Aby nie było tak prosto, w ciągu 3 miesięcy zadecydowaliśmy, że przeprowadzamy się do Gdańska – nie za pracą, nie za znajomymi. Za marzeniami i jakimś dziwnym uczuciem w sercu, że będzie nam nad tym polskim morzem dobrze. I stało się. 15 sierpnia wpakowaliśmy nasz cały dotychczasowy dobytek do Pandy i przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Minęło pół roku od tamtej daty. I teraz mogę w pełni świadomie napisać, że nie mieliśmy bladego pojęcia, jakie konsekwencje niesie za sobą ta decyzja. Napiszę nawet więcej – była to decyzja o wiele bardziej spontaniczna i o wiele bardziej szalona niż wyruszenie w podróż dookoła świata!
Wywiana głowa i wiadra łez
Cieszę się, że głowy mieliśmy mocno przewiane po podróży… Te wszystkie niesamowite historie, czas całkowitej beztroski, dobro, którego doświadczaliśmy na każdym kroku – to wszystko sprawiło, że bez trosk i czarnych myśli wkroczyliśmy w zupełnie nowy rozdział naszego życia. Jedyne o czym myśleliśmy to to, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi i jak bardzo chcemy na to szczęście dalej pracować. Zachłysnęliśmy się tą radością ze spełnienia kolejnego marzenia! Ale jak to w życiu bywa, po pierwszych dniach ekscytacji, zapukała do nas rzeczywistość. I to dość brutalna i jednocześnie zwykła. Poszukiwania pracy, rozmowy kwalifikacyjne, testy, zadania, przedłużające się procesy… Udawałam twardzielkę, bo przecież sama tego chciałam. Aż w końcu coś pękło, a ja na mapie Polski zobaczyłam, gdzie jest Gdańsk, a gdzie Kraków. Gdzie jestem ja, a gdzie wszystko co jest mi bliskie i znane. No i nie obyło się bez łez, wiader łez. Po prostu siedziałam i ryczałam. Życie trochę utarło mi nosa i pokazało, że nie jestem niezniszczalna. A jak już sobie to uświadomiłam, zaakceptowałam i przyjęłam, to jakoś tak powoli zaczęłam wszystko sklejać do kupy.
Biały Królik – jedyna taka restauracja
Dzisiejszy post miał być opowieścią o wizycie w absolutnie pięknym i wyjątkowym miejscu, jakim jest restauracja Biały Królik w Gdyni. W trakcie pisania dotarło do mnie jednak, że odwiedziny Białego Królika to nie była “tylko” wizyta w restauracji. To było zakończenie jakiegoś etapu – kilku ciężkich tygodni, kiedy na pełnych obrotach musieliśmy stawić czoła przeróżnym wyzwaniom związanym z przeprowadzką i rozpoczęciem życia na nowo. Biały Królik to był taki upragniony oddech – kiedy wszystko zaczynało się układać. W końcu mieliśmy pracę i nie baliśmy się czy wystarczy nam oszczędności, aby opłacić czynsz w kolejnym miesiącu. W końcu mogliśmy wyjść do restauracji bez wyrzutów sumienia, że nie powinniśmy wydawać pieniędzy.
Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za to, że w Białym Króliku czuliśmy się zaopiekowani i na miejscu, przyjęci z uśmiechem i bez wymuszonego „ą ę”. Pani Kelnerka, która nas obsługiwała, Pan Sommelier, który w punkt dobrał nam wina do potraw – pierwszy raz poczuliśmy, co to znaczy, że wino idealnie komponuje się z daniem! A na koniec sam Szef Kuchni przyszedł do naszego stolika i zapytał czy wszystko nam smakowało. Byliśmy zachwyceni! To nie była wizyta w restauracji, to nawet nie była wizyta w ekskluzywnej restauracji – to był istny spektakl! Z każdym kolejnym daniem przenosiliśmy się na wyższy poziom abstrakcji kulinarnej – gazowany sok z selera naciowego z watą cukrową, piernik z pigwowca, który początkowo wzięliśmy za dekoracje stołu, jagnięcina z ćwikłą i burakami glazurowanymi w czarnym bzie… Już same nazwy sprawiały, że przed oczami mieliśmy baśniową krainę rodem z Alicji w Krainie Czarów! I wszystko się zgadza, bo w takim klimacie jest Biały Królik. Charakterystyczna posadzka w biało czarną kostkę, obrazy z dziwnymi postaciami i sama nazwa menu degustacyjnego, którego próbowaliśmy – W pogoni za Białym Królikiem. Wszystko, naprawdę wszystko było na tip top!
Jedzenie było pyszne, świeże, smaki i konsystencje skomponowane były w sposób idealnie ze sobą współgrający, a jednocześnie zaskakujący. Dla nas to była uczta dla kubków smakowych i oczu. Zresztą – obfotografowaliśmy większość dań – spójrzcie tylko! Menu degustacyjne składa się z 11 małych porcji i zmienia się cyklicznie. My akurat trafiliśmy na menu świąteczne (grudzień), więc na naszym stole pojawiły się takie dania jak krokiet czy barszcz czerwony. Brzmi trywialnie, prawda? Ale absolutnie nie jest!
![Krokiet z kapustą i grzybami...](https://cotamwpodrozy.pl/wp-content/uploads/2019/01/20181215_192117-01-1024x791.jpg)
Krokiet z kapustą i grzybami…
![Wędzona śliwka ze słoniną i pszenicą](https://cotamwpodrozy.pl/wp-content/uploads/2019/01/20181215_192411-01-998x1024.jpg)
Wędzona śliwka ze słoniną i pszenicą
![Gazowany sok selera naciowego z pieprzem](https://cotamwpodrozy.pl/wp-content/uploads/2019/01/20181215_200426-01-e1548084344314-607x1024.jpg)
Gazowany sok selera naciowego z pieprzem – moja mina wiele tłumaczy!
![I tak, to jest deser! Piernik z pigwowcem, który pomyliliśmy z dekoracją stołu!](https://cotamwpodrozy.pl/wp-content/uploads/2019/01/20181215_204208-01-767x1024.jpg)
I tak, to jest deser! Piernik z pigwowcem, który pomyliliśmy z dekoracją stołu!
Biały Królik położony jest w pięknym miejscu – otacza go ogromny, zielony ogród z fontanną, z którego my, ze względu na sezon zimowy, nie mogliśmy skorzystać. Wnętrze jest przytulne, z kominkiem, dające poczucie prywatności. Nie ma tam nadęcia, nie czuliśmy się skrępowani. Było po prostu wspaniale!
Biały Królik – wyjątkowe miejsce na wyjątkowe okazje!
Jeśli marzysz o restauracyjnym spektaklu, o rozpieszczeniu się do granic możliwości, o doświadczeniu kulinarnej przygody. Jeśli chcesz się czuć dobrze i swobodnie, bez nadęcia i sztywnej atmosfery. Jeśli chcesz uczcić wyjątkowy czas i nie zrujnować doszczętnie portfela, to Biały Królik da Ci to wszystko! Dla nas Biały Królik już na zawsze będzie „Tą” restauracją – gdzie pierwszy raz trzymaliśmy się za ręce czując, że jest ok, że walka o marzenia jest warta stresu i tego całego zachodu, że daliśmy radę… Razem!
Justyna
2 Komentarze
Kasia · 2019-01-22 o 12:39
Dzięki wielkie za inspirację i za szczerość!!!
Justyna · 2019-01-25 o 10:49
Kasia cieszę się, że post Ci się spodobał! 🙂