Cześć!

Cały piąty miesiąc naszej podróży spędziliśmy na końcu świata, w krainie Hobbitów, bez zasięgu, pokonując samochodem ponad 5000 kilometrów i walcząc z cyklonem. Ponad trzy tygodnie ciągłych zachwytów, trekkingów w pełnym słońcu i siarczystym deszczu, wycieczek kajakowych, steków jagnięcych w miętowym sosie i… Aż nie możemy uwierzyć, że udało nam się tyle zobaczyć i doświadczyć w ciągu tak krótkiego czasu!

Oczywiście postów o samej Nowej Zelandii będzie dużo więcej, tymczasem zapraszamy na przegląd naszego piątego miesiąca w podróży dookoła świata, który do tej pory był najintensywniejszy i obfitujący w największą ilość atrakcji.

Listę wszystkich naszych marzeń – tych zrealizowanych i tych, które cierpliwie czekają na spełnienie – znajdziesz tu: lista marzen do spełnienia.

Zrealizowane marzenia

Zawitaliśmy do hobbitonu w Nowej Zelandii

…i napiliśmy się piwa w karczmie Pod Zielonym Smokiem! Faktem jest, że cała wycieczka po Hobbitonie jest droga i komercyjna aż do bólu, ale czego się nie robi dla fotki z domem Bilba. 😁  Zwiedzanie trwa ponad 2 godziny, podczas którego można dowiedzieć się mnóstwa ciekawostek o tym, jak kręcono poszczególne sceny z filmów Hobbit i Wladca Pierścieni. Nam się bardzo podobało!

Domek hobbitów

Domek hobbitów

Karczma pod zielonym smokiem

Karczma Pod Zielonym Smokiem

Skoczyliśmy ze spadochronem w miejscu, które nas zachwyciło

…co było nieziemskim uczuciem! Nieziemskim i ekstremalnie przerażającym – zwłaszcza moment wyskoku z samolotu!  Od samego początku wiedzieliśmy, że to marzenie zrealizujemy w wyjątkowym miejscu, a Jezioro Wanaka, nad którym skakaliśmy jest właśnie takim miejscem. ❤

Zamieszkaliśmy w kamperze na kilka tygodni

…ze względu na koszty zdecydowaliśmy, że wynajmiemy zwykły samochód osobowy i będziemy mieszkać w namiotach. Przez trzy tygodnie zjechaliśmy obie nowozelandzkie wyspy, pokonując ponad 5000 kilometrów! Przez pierwsze dni codziennie walczyliśmy z ulewami (a tak naprawdę z jednym upartym cyklonem Gita, który postanowił nawiedzić Nową Zelandię w tym samym czasie, co my), suszyliśmy tropiki na poboczach, gotowaliśmy posiłki przy malowniczych jeziorach w otoczeniu gór… Było pięknie, było dziko – nasza przygoda życia!

Suszenie namiotu

Wspięliśmy się na lodowiec

… Franz Josef, oczywiście walcząc z zacinającym deszczem. Niestety nie udało nam się dotknąć lodowca, ponieważ jego jęzor cofnął się o kilkanaście metrów w przeciągu ostatnich kilku lat. Nic straconego – będzie po co wracać do Nowej Zelandii! 😊

Lodowiec Franz Josef

Trasa do lodowca

Pływaliśmy z delfinami

…w oceanie! Dokładnie tak – z totalnie dzikimi, wolnymi, nietresowanymi przez człowieka delfinami! Niesamowite i jednocześnie…  prześmieszne doświadczenie. Pierwsze 45 minut pływaliśmy statkiem w poszukiwaniu delfinów. Następnie, gdy takowe pojawiły się na horyzoncie, ubrani w pianki wskakiwaliśmy do oceanu. I tu zaczynała się zabawa. Delfiny bowiem trzeba było w jakiś sposób sobą zainteresować, aby podpłynęły bliżej. Opiekunowie poinstruowali nas, że musimy wydawać dziwne dźwięki, pływać delfinkiem, utrzymywać z delfinami kontakt wzrokowy i kręcić się w kółko… Wyobraź sobie teraz kilkunastu dorosłych ludzi zachowujących się tak w wodzie – istna komedia! Delfiny podpływały do nas zaciekawione, wyskakiwały z wody, krążyły wokół nas… Trafiliśmy na stado ponad 200 sztuk, które potem obserwowaliśmy już z łódki. Jedno z najpiękniejszych doświadczeń w naszym życiu! Oczywiście cała atrakacja jest ścisłe kontrolowana przez stowarzyszenie chroniące te cudne stworzenia, tak aby nasza chwila przyjemności nie wpłynęła na ich środowisko naturalne.

Zrobiliśmy jeden z Great Walk, czyli najpiękniejszych szlaków w Nowej Zelandii

…i nie zawiedliśmy się! Zdecydowaliśmy się na jeden dzień trekkingu w Routeburn. Sama trasa nie była bardzo wymagająca, ale za to widoki – zapierające dech w piersiach! Dotarliśmy do wodospadu Earland i dodatkowo wspięliśmy się na Key Summit, z którego rozpościera się świetny widok na okolice.

Spędziliśmy dzień w Mordorze

… podczas szalejącego cyklonu Gita. Filmowy Mordor, czyli teren Parku Narodowego Tongarino był naszym must have wyjazdu! Los chciał, że zamiast klasyki, czyli jednodniowego trekkingu Tongarino Alpine Crossing, byliśmy zmuszeni zrobić krótszy i mniej wymagający trekking do Jezior Tama. Dlaczego? Otóż przez szalejący cyklon Gita trasa na Tongarino Alpine Crossing została zamknięta dla turystów. Oczywiście wybierając się na trekking do jezior Tama skończyliśmy przemoczeni do suchej nitki, wylewając wodę z butów.

6 naszych podróżniczych „naj” miesiąca

Najpiękniejsze miejsce

Zatoka Milforda! Miejsce, gdzie wielki statek wydaje się być nic nie znaczącą łupiną, a foki wylegują się na czarnych głazach tuż pod stromymi klifami.

Największe zaskoczenie

Cała Nowa Zelandia była dla nas jednym wielkim zaskoczeniem! Wiedzieliśmy, że będzie dziko, że musimy przygotować się na różne warunki pogodowe, ale doświadczenie tej dzikości i zmienności na własnej skórze to już zupełnie inna bajka. Nowa Zelandia (zwłaszcza wyspa południowa) to po prostu ogromny park narodowy, gdzie zasięg telefoniczny łapie się dniami (my nie mieliśmy go przez znaczną część naszego pobytu na południu), a stacje benzynowe są w odległości 100 kilometrów (nawet są specjalne znaki o tym informujące)! A pogoda? Po prostu istne szaleństwo! Nigdy nie mieliśmy pewności, że będzie ok. Co godzinę działo się coś innego… I za to pokochaliśmy Nową Zelandię!

Najtrudniejszy moment

Chyba pierwsze dni naszego pobytu w Nowej Zelandii… Ze słonecznej Malezji, po kilkunastogodzinnym locie, znaleźliśmy się w oku cyklonu – dosłownie! 😂 Musieliśmy zmodyfikować nasze plany trekkingowe, byliśmy przemoczeni i zmarznięci. Dzięki grafikowi napiętemu do granic możliwości nie mieliśmy na szczęście czasu użalać się nad sobą, a potem było już tylko lepiej!

 

Największa duma

Skok ze spadochronem! Totalne przekroczenie własnych granic strachu!

 

Najsmaczniejsze danie

Burgery w Fergburger w Queenstown! Były tak dobre, że specjalnie pojechaliśmy do Queenstown po raz drugi w drodze powrotnej, aby móc ustawić się w 45 minutowej kolejce po te cuda. Są ogromne, relatywnie tanie, a różnorodność smaków powala – od dziczyzny, przez niesamowitą jagnięcinę, po najlepszą wołowinę! Dobra wiadomość dla wegetarian – dostępne także w wersji bezmięsnej!

To już wszystko Milordy!

Piąty miesiąc w podróży za nami! I zaczynamy kolejną przygodę, w kolejnym zupełnie innym miejscu!

Więcej o naszych historiach z poprzednich miesięcy przeczytasz tu:

Pierwszy miesiąc w podróży – nasze podsumowanie
Drugi miesiąc w podróży – nasze podsumowanie
Trzeci miesiąc w podróży – nasze podsumowanie
Czwarty miesiąc w podróży – nasze podsumowanie

Pozdrawiamy!
Justyna i Tomek


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *